Ekstrakt mierzyłem praktycznie codziennie, żeby sprawdzić, w jakim tempie pracują drożdże. Moment, w którym pomiary w odstępie 1 doby są identyczne, oznacza, że fermentacja się zakończyła i można bezpiecznie rozlewać piwo do butelek.
Po lekkim "naduszeniu" ballingomierz ostatecznie pokazał 3° Blg - lejemy!
Uprzednio pozbawione etykiet (była to zdecydowanie najbardziej praco- i czasochłonna część procesu) i umyte w zmywarce butelki poddam zaraz dezynfekcji pirosiarczynem sodu.
Roztwór 20g pirosiarczynu w 1l wody wystarczy do dezynfekcji 40 butelek. Poza tym: "(...) wysiłek nie, bo po pirosiarczynie nie spłukuje się!".
Wszystko, z czym ma kontakt uwarzone piwo musi być poddane dezynfekcji. Kapsle po wyjęciu z opakowania zanurzyłem we wrzątku.
O ile nie rozlewamy piwa do kega lub innej butli, do której możemy podpiąć gaz, musi zostać ono poddane refermentacji. W tym celu do każdej z butelek nasypuję ok. 4g cukru. W odróżnieniu od procesu warzenia - gotowania brzeczki, zwykły cukier nie wyrządzi tu piwu żadnych krzywd (10 dni wcześniej użyłem ekstraktu słodowego - cukier dodany do brzeczki dałby piwu smak spirytusowy).
"The moment we've all been waiting for...
Muszę przyznać, że rozlew i kapslowanie to niezwykle satysfakcjonujące czynności, mimo swojej prostoty.
Pierwsza butelka!
Pierwsza krata!
Stanowisko pracy :)
Co dalej? Leżakowanie - około 3 tygodni, zastanawiam się, czy po jakimś czasie nie przewieźć skrzynek do zimnej piwnicy na działce. A potem? Pierwsza degu :D Tymczasem, planuję już następną warkę, pierwszą prawdziwą, tzn. moją - jestem w trakcie układania receptury (tak! tym razem "pobawię" się w zacieranie) i zamawiania potrzebnych surowców...oraz sprzętu - bo do prawdziwego warzenia potrzeba więcej zabawek :)